poniedziałek, 29 kwietnia 2019

10 niepowtarzalnych atrakcji zbudowanych na wodzie


Przykład Basenu Narodowego z całą pewnością nie jest najlepszy, ale idea pływającego stadionu piłkarskiego mogłaby się szerzej przyjąć - zwłaszcza gdyby zawodnik, który wykopie piłkę do wody, musiałby osobiście po nią popłynąć. Zanim jednak do tego dojdzie przyjrzyjmy się 10 innym atrakcjom, które z jakiegoś powodu postanowiono umieścić właśnie na wodzie.

#1. Pływający hotel


Ma niecałe 45 metrów długości i może pomieścić 32 gości w 16 dwuosobowych pokojach. Do ich dyspozycji pozostaje jacuzzi, siłownia i luksusowy salon. Jest na dodatek bardzo ekologiczny. Gdzie szukać tegoż hotelu? Mniej więcej... gdzieś na Amazonce w rezerwacie Pacaya Samiria. Zamienionym w hotel statkiem odbywają się rejsy dla tych, który chętnie obcują z przyrodą, ale bardzo niechętnie rozstają się z luksusami, do których przywykli. Peruwiański hotel na wodzie łączy jedno z drugim.

#2. Wyspa

Tak, to brzmi bardzo zaskakująco, no bo kto mógłby wpaść na pomysł, by na wodzie umieścić właśnie wyspę... Ale to nie byle jaka wyspa, bo największa sztuczna wyspa na świecie. Powstała w Seulu w Korei Południowej i stanowi przede wszystkim atrakcję turystyczną dla miłośników sportów wodnych. Oprócz tego na wyspie organizowane są koncerty i wystawy. A o popularności sztucznej wyspy na rzece Han niech świadczy liczba gości, którzy odwiedzili ją w zeszłym roku - 59 milionów.

#3. Pływający rynek

Mimo że naturalnym produktem dla sprzedaży bezpośrednio na łodzi wydają się ryby, na targu Muara Kuin sprzedawane są głównie warzywa i owoce (ryby, rzecz jasna, też się trafiają, ale nie aż tak często). Indonezyjscy rolnicy przypływają do Banjarmasin, indonezyjskiego miasta tysiąca rzek, na wyładowanych po brzegi łodziach zwanych jukung.

#4. Pływająca scena operowa

Do umiarkowanie zaszczytnego grona stadionów, basenów i skateparków na wodzie dołącza scena operowa. Co dwa lata w Austrii, na Jeziorze Bodeńskim budowana jest scena, która w zasadzie niczym nie różni się od tych tradycyjnych. Poza jednym szczegółem - pływa na wodzie. A gdy widzom nie przypadnie do gustu przedstawienie, mogą spróbować zdmuchnąć nieudolnych artystów na głęboką wodę.

#5. Stadion na wodzie

Okazuje się, że Polacy wcale nie byli pierwsi, bo pomysł pływającego stadionu zrealizowano już wcześniej w Singapurze. Ma 120 metrów długości i 83 szerokości i może utrzymać jakieś 1.070 ton obciążenia. Trybuna jest tylko jedna, ulokowana na lądzie, ale za to zdolna pomieścić 30 tysięcy osób.

#6. Pływające kino

Dawne kina samochodowe to przy tym nic. Zaprojektowana przez Ole Sheerena, Niemca mieszkającego w Pekinie, sala kinowa dryfuje sobie u wybrzeży Tajlandii, stanowiąc atrakcję jedyną w swoim rodzaju. Co prawda miejsc nie ma tu wiele, a krajobraz wokół skutecznie odwraca uwagę widzów od wyświetlanego filmu, to jednak za możliwość odbycia seansu w pływającym kinie wiele osób gotowe jest zapłacić niemałe kwoty.

#7. Dołek golfowy na wodzie

Wystarczy pięć minut i całe miesiące szlifowania uderzenia na nic - jeden z dołków pola golfowego Coeur d'Alene Resort w Idaho ma zwyczaj regularnego zmieniania swojego położenia. Dobrą średnią Zwroty towaru przyjmujemy w ciągu 14 dni od otrzymania zamówienia przez klienta stanowi umieszczenie piłki w dołku w trzy uderzenia, w rzeczywistości jednak już samo trafienie piłką w "wyspę" stanowi dla wielu nawet doświadczonych golfistów nie lada wyzwanie.

#8. Basen na wodzie

Berlin z całą pewnością nie jest wymarzonym miastem dla miłośników wodnych atrakcji, niemniej jednak basen na wodzie - Arena Badeschiff - stanowi pewien wyjątek. Ma 32 metry długości i umieszczony jest na Sprewie. By nie odpłynął zbyt daleko, do brzegu rzeki basen przytwierdzony jest solidnymi balami. Nie ma to jak upalne popołudnie na odkrytym basenie... w towarzystwie niesamowicie urodziwych Niemek. A że to basen na rzece, to tylko dodatek.

#9. Las na wodzie

Drzewa rosnące na terenach podmokłych występują niemal na całym świecie, ale las rosnący na statku to okazja doprawdy wyjątkowa - możliwa do obejrzenia w Homebush Bay na zachodzie Sydney. Statek SS Ayrfield zbudowano w 1911 roku w Anglii, a od połowy XX wieku kursował pomiędzy australijskim Newcastle i Sydney. W 1972 roku psujący się okręt porzucono w miejscowej zatoce, by tam dokonał żywota. Stało się jednak zupełnie inaczej - w 40 lat wyrósł na nim całkiem solidny pływający las, który dzisiaj stanowi jedną z większych atrakcji turystycznych Australii.

#10. Pływający skatepark

Bob Burnquist, zawodowy skater, doszedł któregoś dnia do wniosku, że tradycyjne rampy to już żadna atrakcja. Wszystkie wyglądają podobnie, a jedyne, co się zmienia, to obrażenia doznawane przez mniej wprawnych użytkowników. Zdecydował się więc zbudować własną rampę dla miłośników ewolucji na deskorolce. Obiekt powstał w Sierra Nevada. Nie jest duży, ale z całą pewnością efektowny i oryginalny. Na dodatek ewentualne wypadnięcie poza rampę nie musi już skończyć się bolesną kontuzją, a co najwyżej przemoczeniem urażonej skaterskiej dumy.

Źródło: Oddee.com

piątek, 26 kwietnia 2019

Bliskie spotkanie z przyrodą

Lwy, nosorożce, słonie, bawoły - od decyzji kierowcy kto ma pierwszeństwo na drodze może zależeć życie jego i turystów.
Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari



Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari


Safari

środa, 24 kwietnia 2019

Efektowne wybryki natury II


Są rzeczy, o których nie śniło się filozofom. Za część z nich odpowiada sama natura, która daje naukowcom mnóstwo powodów do zastanowienia. Na przykład takich powodów jak 10 poniżej.

#1. Roll cloud

Chmura jaka jest, każdy widzi. Rzecz w tym, że nie każda. Oprócz typowych cirrusów i cumulusów na niebie od czasu do czasu pojawiają się znacznie mniej znane, ale nie mniej efektowne zjawiska. Jednym z nich jest roll cloud, chmura pozostająca dla naukowców sporą zagadką. Wygląda jak poziomo ułożona rura o długości od kilku do nawet tysiąca kilometrów, częstokroć zawieszona zaledwie na 100-200 metrach nad ziemią, a szczegóły jej powstawania nie są jasne.


Co ciekawe, istnieje na świecie jedno specyficzne miejsce, w którym częściej niż gdziekolwiek indziej - zwłaszcza w okresie od września do listopada - można spodziewać się wystąpienia roll cloud. To zatoka Karpentaria w północnej części Australii, dokąd ściągają między innymi miłośnicy szybownictwa skuszeni możliwością obserwacji zjawiska.

#2. Piramidy ziemne


Większość osób, które po raz pierwszy widzą piramidy ziemne, przeciera oczy ze zdumienia. No bo - po pierwsze - komu by się chciało kłaść kamyki na tych wszystkich ziemnych stożkach? I - po drugie - skąd się wzięły owe stożki, które miejscami sięgają nawet kilkunastu metrów wysokości, a ich liczba gdzieniegdzie sięga tysięcy?


Piramidy ziemne powstają w rzeczywistości wskutek intensywnych opadów deszczu na terenach o nietrwałym podłożu. Opadająca woda wypłukuje drobne ziarna, aż wreszcie natrafi na odpowiednio duży okruch skalny, którego nie jest w stanie „strącić”. Wówczas słup ziemi, na której leży kamień, zostaje osłonięty jak parasolem, podczas gdy materiał wokół dalej jest wymywany. Jeżeli proces zachodzi z odpowiednią siłą, można zaobserwować tworzące się mniejsze lub większe piramidy. Bardzo wyraźne przykłady znajdują się w Turcji, Bułgarii i Rumunii.

#3. Penitenty


Z wyglądu przypominające nieco piramidy ziemne, penitenty nie mają tak naprawdę z nimi nic wspólnego. Penitenty są bowiem zbudowane nie z ziemi, a ze śniegu i lodu. Osiągają niekiedy nawet dwa metry wysokości. Jak powstają? Nie ma co do tego pewności.


Specyficzne warunki - klimat, nasłonecznienie, suche powietrze - sprawiają, że minimalne z początku ubytki w powierzchni lodu lub firnu pogłębiają się wskutek zachodzącego topnienia. Powstałe zagłębienia skupiają promienie słoneczne, przez co cały proces topnienia przyspiesza ("dziura" topnieje szybciej niż lód położony dalej, na powierzchni), aż wreszcie „rodzą się” zauważalne penitenty, na przykład te najbardziej znane w Andach. Mimo iż niezwykle malownicze, są zgryzotą nie tylko dla naukowców, ale i podróżników. Przejście przez „zasłonę” z penitentów jest w wielu wypadkach niemal niewykonalne.

#4. Zwierzęcy deszcz


"Pogoda dla rybaków" to coś, o czym Jarek Kret jeszcze w prognozie nie opowiadał, a zdarzały mu się bardzo odległe dygresje. Aby więc go wyręczyć: od czasu do czasu w niektórych miejscach na świecie z nieba spadają zwierzęta. Najczęściej ryby i inne niewielkie organizmy morskie, ale czasem też lądowe kreatury - na przykład żaby. Jak to się dzieje?

Wyjaśnienie przez długi czas stanowiło dla naukowców zagadkę, podejrzewano nawet, że aby zobaczyć ryby spadające z nieba, trzeba zbyt długo przebywać na słońcu. Ostatecznie jednak świat nauki przychylił się do oskarżenia trąb powietrznych, które mają jakoby „zasysać” niewielkie zwierzęta, windować je na duże wysokości, a następnie - razem z całymi masami powietrza - przenosić w stosunkowo odległe rejony, by potem zapoczątkować zrzut. Ostatnio na przykład - w styczniu 2012 roku rybi desant nawiedził Filipiny.

#5. Błyskawice z Catatumbo


Burza z piorunami to malownicze zjawisko, które od czasu do czasu przybiera nieoczekiwane kształty. Niejedna osoba przekonała się już o dosłowności powiedzenia „niech mnie piorun trzaśnie”, niejeden dom i niejedna stodoła spłonęła od wznieconego wyładowaniem ognia. Po dziś dzień niektórzy na pierwsze oznaki nadciągającej burzy rzucają się po różaniec. Tym osobom raczej nie proponuję przeprowadzki do Wenezueli.
Jest bowiem w Wenezueli takie miejsce, położone u ujścia Catatumbo do Maracaibo, gdzie piorunów jest znaaacznie więcej niż w Polsce. Statystyka wskazuje, że na 365 dni w roku w tym regionie Wenezueli przypada aż 160 dni burzowych. Co najbardziej osobliwe, obserwuje się jedynie błyski, nie słychać zaś charakterystycznego huku. Boże, widzisz i nie grzmisz...


Dlaczego wyładowania są tu tak częste? Ma to związek ze zderzeniem dwóch skrajnie różnych mas powietrza - ciepłej znad jeziora Maracaibo oraz lodowatej spływającej znad Andów.

#6. Pororoca - niebo i piekło surferów


Chyba ostatnim, z czym kojarzy się amazońska dżungla, jest tłum surferów, charakterystyczny bardziej dla wybrzeży Australii czy Stanów Zjednoczonych. Tymczasem rekordowe fale pojawiają się regularnie właśnie u ujścia Amazonki i nazywane są pororoca, co znaczy "niszczący huk". Z końcem lutego, kiedy poziom wody podnosi się, następuje zderzenie mas spływających Amazonką z "oczekującymi" wodami oceanicznymi, przez co w głąb rzeki wdziera się wielka fala, sięgająca nawet 4-5 metrów wysokości. To właśnie pororoca, która - aby ulec wygaszeniu - potrzebuje nieraz nawet kilkudziesięciu kilometrów. To dzięki niej na jednej fali utrzymać się można nawet przez pół godziny! Niebo dla surferów.


Jednak surfowanie po Amazonce wiąże się ze sporym ryzykiem. Na sportowców, którym powinie się noga, czekają bowiem liczne krokodyle i aligatory, piranie, anakondy, a nawet zapuszczające się w górę Amazonki agresywne żarłacze. W rzece żyją też candiru, ryby, które - uwaga, drastyczne - wciskają się w cewkę moczową, a z powodu kolców niemożliwe jest ich bezstratne usunięcie. Zwabia je zapach moczu. A gdyby tego było mało, południowoamerykańskie tropiki to siedlisko najpodlejszych chorób, którymi bez szczepienia niezwykle łatwo się zarazić. Na domiar złego wody Amazonki pełne są mułu, przez co bardziej przypominają brunatny ściek. Piekło dla surferów.

Poza konkursem: na zdjęciu poniżej widać przezroczyste, "czarne" wody Rio Negro w miejscu, w którym rzeka ta uchodzi do zamulonej Amazonki. Potrzeba przynajmniej kilkudziesięciu kilometrów, by wody wymieszały się do tego stopnia, że niemożliwe jest odróżnienie ich gołym okiem.


#7. Kule Naga


Przyzwyczailiśmy się już, że zwykle coś spada nam na głowę. Jak nie deszcz, to meteoryt albo inne nieszczęście. Znacznie rzadziej coś odrywa się od powierzchni Ziemi, aby odlecieć ku górze. W Tajlandii nie jest to aż tak niespotykane, jak mogłoby się wydawać. Od czasu do czasu, zwłaszcza w październiku, ale i w innych miesiącach, z wody "wyskakują" ogniste kule, które z początku wolno, a potem coraz szybciej unoszą się do nieba, by po jakimś czasie zniknąć tak niespodziewanie, jak się pojawiły. Jednej nocy można wtedy zaobserwować nawet kilka tysięcy takich zdarzeń.

Geneza powstawania kul Naga nie jest znana. Jeden z tajlandzkich naukowców zasugerował, jakoby za "wystrzały" odpowiedzialne były soczewki metanu powstające przy dnie rzeki, które to - w specyficznych warunkach unoszone ku powierzchni - miały zapalać się w obecności tlenu. Problem w tym, że nie udało się wyjaśnić, skąd na dnie Mekongu miałoby znaleźć się aż tyle metanu oraz jak jego pęcherze - mimo licznych zawirowań wody - miałyby "w całości" dotrzeć do powierzchni.

#8. Czerwone zakwity


O takich efektach specjalnych nawet nie śniło się scenarzystom "Szczęk". Woda, która z dnia na dzień staje się jadowicie czerwona, budzi strach u osób, które widzą ją po raz pierwszy. Trudno zresztą nie mieć katastroficznych skojarzeń. Doświadczenie pokazuje jednak, że skojarzenia te wcale nie są nieuzasadnione, bo zakwity wód w skrajnych wypadkach okazują się fatalne w skutkach. Pierwszy powszechnie znany przypadek z 1793 roku z Kolumbii kosztował życie ponad 100 osób, a kolejne kilka tysięcy zdrowie. Jeden z najświeższych - na Borneo w styczniu 2013 - przyczynił się do śmierci dwóch osób, które zjadły skażone owoce morza.


Dlaczego woda tak gwałtownie zmienia kolor? Dzieje się tak z powodu glonów, które w specyficznych, sprzyjających warunkach masowo rozmnażają się, trując wodę i zabijając żyjące w niej organizmy. Niekiedy niebezpieczne jest również przebywanie w sąsiedztwie skażonej rzeki - istnieje ryzyko chorób układu oddechowego wywołanych wdychaniem toksyn.

#9. Burzowe ognie św. Elma


Radio Łódź nie jest jedyną rozgłośnią, której prezenter pogody w samym środku ogromnej śnieżycy opowiadał o bezchmurnym niebie i słonecznym dniu. Mimo że do meteorologów można mieć nieco więcej zaufania niż do wróżb wróża Macieja, warto zachować przynajmniej zdrowy dystans (i kiedy Jarosław Kret zapowiada bezchmurny tydzień z 30-stopniowymi upałami, wziąć sztormiak, puchową kurtkę i falochron). Tymczasem istnieją przesłanki, które pozwalają ze znacznie większym prawdopodobieństwem przewidywać zmianę pogody. To między innymi ognie św. Elma, niewielkie iskierki pojawiające się późnym wieczorem i nocą, kiedy najłatwiej je zaobserwować.

Ponoć tak wyglądają PRAWDZIWE ognie św. Elma :).

Powstają na krawędziach przedmiotów, gdzie różnica ładunków elektrycznych jest duża, co pozwala z dużą dozą prawdopodobieństwa spodziewać się burzy. Same ognie św. Elma są zupełnie niegroźne, a zobaczenie iskier wyskakujących z własnej ręki (bez uprzedniego umieszczenia drugiej dłoni w kontakcie) to niezwykle interesujące doświadczenie.

#10. Zorza polarna


W sprzyjających warunkach - zwłaszcza imprezowych - na niebie zobaczyć można różne cuda. Na szczęście zorze polarne równie dobrze obserwować można na trzeźwo co pod wpływem, bo nie dość, że są naukowo zrozumiałym zjawiskiem, to jeszcze zdarzają się na tyle często, by ich obserwacja nie stanowiła większego problemu. Mimo że powstają na skrajnych szerokościach geograficznych, nieraz zaobserwować je można z Polski. Czym są i jak powstają zorze polarne?


Zorze polarne to zjawiska świetlne o najczęściej zielonkawym lub czerwonawym zabarwieniu, zmieniające się dynamicznie i rozciągające się na setkach kilometrów. Powstają w wyniku przepływu ładunków elektrycznych w jonosferze, nasilającego się m.in. w konsekwencji rozbłysków na Słońcu.

Źródła: 1, 2, 3, 4
Zdjęcia: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19