sobota, 30 grudnia 2017

Niezwykłe efekty zamarzania wody w Bajkale

Jezioro Bajkał nie tylko jest najgłębszym jeziorem na Ziemi, ale również jednym z najczystszych. Woda w nim jest tak przejrzysta, że tworzący się na powierzchni lód jest przezroczysty niemal jak szkło i pozwala zajrzeć w głąb jeziora. Przy sprzyjających warunkach widzialność sięga podobno nawet 40 m.

#1.



#2.




#3.




#4.




#5.




#6.




#7.




#8.




#9.




#10.




#11.




#12.




#13.




#14.




#15.




#16.




#17.




#18.




#19.




#20.



Źródło: http://pl.depositphotos.com/stock-footage/%D0%B7%D0%B8%D0%BC%D0%BD%D0%B8%D0%B9-%D0%B1%D0%B0%D0%B9%D0%BA%D0%B0%D0%BB.html

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Te i poprzednie święta w policyjnej kartotece – 9 tragikomicznych przypadków

Nie będzie tu ani o tym, ile osób zginęło w wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców, ani ile mandatów zdołali wręczyć nasi "nieustraszeni stróże prawa". Będzie tu w większości o tym, czemu mundurowym nie udało się zapobiec. W końcu święta Bożego Narodzenia to jeszcze żaden powód, by rezygnować z przestępczości.

#1. Rudolf zniknął


12 grudnia 2014 roku skradziono ważący 90 kilogramów "posąg" renifera Rudolfa. Ów posąg zniknął z Los Angeles, gdzie zapowiadał święta już od dobrych pięćdziesięciu lat. Rudolfa znaleziono nieco później, na dachu jednego z mobilnych domów, którego właściciel – ogrodnik – pracował w rejonie, gdzie niegdyś stała figurka. Został aresztowany.

#2. Sąsiedzkie dekoracje

W Stanach Zjednoczonych dekorowanie domów na święta Bożego Narodzenia to wręcz sport wyczynowy – nie ma znaczenia sens świąt i tradycja, ważne, by świeciło się jaśniej i bardziej kolorowo niż u sąsiadów. A że o to ostatnie nie zawsze jest łatwo, Jeremy Lewallen i Carrie Carley z Kolorado również w grudniu 2014 roku postanowili… ukraść warte 2 tys. dolarów ozdoby świąteczne sąsiadów, a następnie powiesić je na własnym domu.

#3. Debil kontra osioł

Niestety dla osła starcie z hiszpańskim debilem skończyło się tragicznie. Kiedy ważący 150 kilogramów "mężczyzna" dosiadł pięciomiesięcznego osła, dla zwierzęcia nie było już ratunku. Grubas wdarł się do zagrody przy betlejemskiej szopce i tam postanowił zrobić sobie "zabawne" zdjęcie. Osiołek najwyraźniej nie podzielił poczucia humoru debila i zmarł kilka dni później w wyniku doznanych pod ogromnym ciężarem obrażeń.

#4. Bogini w bikini

Na drugiej półkuli, gdzie Boże Narodzenie kojarzy się bardziej z ciepłym piaskiem na plażach i kąpielami słonecznymi niż błotną pluchą i śnieżnymi zaspami, również nie potrafią uszanować ani tradycji, ani cudzej własności. W grudniu 2013 roku cztery "ubrane" w bikini kobiety ukradły z ogródków South Johnstone (licząca zaledwie pół tysiąca mieszkańców wieś w Australii) trzydzieści lamp solarnych oraz ozdoby świąteczne. Mimo że gonione przez jednego z okradzionych, złodziejki zdołały uciec. Policja z kolei nie zdołała ich wytropić.

#5. (Nie)trafiony prezent

Pewna 18-latka z Seattle na Boże Narodzenie w 2013 roku otrzymała od chłopaka… nóż. Dzień później ów chłopak wylądował w szpitalu, by tam lekarze pozszywali mu rany zadane prezentem. Okazało się jednak, że nie był to pierwszy raz, kiedy bohaterowie związku nomen omen stawiali sprawę na nożach. Natomiast sam prezent okazał się bardzo trafiony. Jego pierwsze użycie również, chociaż chłopak przeżył. Następnym razem kupi zapewne coś mniej praktycznego.

#6. Koza na gorąco

W Gavle, niewielkim szwedzkim mieście, symbolem świąt Bożego Narodzenia nie jest ani choinka, ani nawet czerwononosy renifer, tylko… słomiana koza. Rok w rok budowana jest 13-metrowej wysokości, ważąca niemal 4 tony figurka. I rok w rok idzie ona z dymem. Z okazji świąt w 2013 roku spłonęła po raz 27. Ot, tradycja.

#7. Kwiaciarzom się nie odmawia

Przy okazji Bożego Narodzenia w 2013 roku udało się ukrócić proceder, który trwał w najlepsze od co najmniej trzech lat. W różnych sklepach mianowicie pojawiała się czwórka mężczyzn, która oferowała wilczomlecze – rośliny, które we Włoszech nazywane są świątecznymi. Obwoźni kwiaciarze domagali się od właścicieli sklepów po 100 euro za jeden kwiatek, a jeśli ci nie skorzystali z tej wyśmienitej okazji, ich lokal czekało "przemeblowanie".

#8. Poszukiwany, poszukiwana

Policjanci z Falmouth w Wielkiej Brytanii na poważnie przejęli się kradzieżą… choinki. Jakkolwiek sam czyn był zdecydowanie haniebny, tak już prowadzona przez mundurowych akcja poszukiwawcza przerodziła się w tragikomedię. Jednym z jej elementów było ogłoszenie na Facebooku, które brzmiało mniej więcej jak: "Zaginęła choinka. Ma 6 stóp wysokości, dużo zielonych gałązek i kłujące igły". No tak, teraz już nikt nie powinien mieć wątpliwości, która to.

#9. Uzależniające prezenty

Warte ponad 190 tysięcy dolarów prezenty świąteczne przejęła policja w Ohio w 2012 roku. Święty Mikołaj poruszał się wypakowanym po brzegi SUV-em BMW i został zatrzymany do kontroli. Policyjnym psom nie spodobał się zapach prezentów i już wkrótce okazało się, że dzieci w Ohio miały na gwiazdkę otrzymać niemal 14 kilogramów marihuany. Albo elfy świętego coś popieprzyły…

piątek, 22 grudnia 2017

Kałaczi - miasto w Kazachstanie, które trapi... epidemia snu

Na północy Kazachstanu, tuż przy zamkniętej kopalni uranu, leży Kałaczi. Miasto, które trapi nietypowa i w dalszym ciągu niewyjaśniona przypadłość. To miasto, którego mieszkańcy cierpią na... epidemię snu.


Mimo wysiłków naukowców, lekarzy i samozwańczych badaczy, problem wydaje się tylko nasilać. Raz po raz kolejne dziesiątki mieszkańców zapadają znienacka w sen, który często trwa nawet kilka dni. Mieszkańcy obawiają się o swoje zdrowie. Z przerażeniem myślą też o początkach dziwacznej epidemii – i wszystkich swoich uśpionych przyjaciołach, których błędnie uznano za zmarłych i pochowano. Ci, którzy mogli, już dawno z Kałaczi wyjechali.

Po raz pierwszy o epidemii zaczęto mówić w marcu 2013 roku, ale przypadki nagłych i przedłużających się zaśnięć zdarzały się już wcześniej. Wtedy jednak – w będącym pod silnym wpływem Rosji Kazachstanie – uważano je głównie za efekty zatrucia zanieczyszczonym, podłej jakości alkoholem. Z czasem jednak, kiedy liczba chorych zaczęła szybko rosnąć, alkohol wykluczono.


Kałaczi, które zyskało już przydomek "Śpiąca Kotlina", położone jest w bezpośrednim sąsiedztwie nieczynnej od lat kopalni uranu. Lekarze zdołali już wykluczyć wirusy i skażoną wodę, a zatem radioaktywność w regionie – 16-krotnie silniejsza niż normalnie – pozostaje głównym, aczkolwiek pośrednim podejrzanym o wywołanie epidemii. W jaki sposób i dlaczego? Tego niestety w dalszym ciągu nie udało się ustalić. Jeśli jednak naukowcy nie dokonają wkrótce jakiegoś przełomu, być może cała wioska z czasem zapadnie w wielki, zimowy sen.

Mieszkańcy "nie znają dnia ani godziny", wielu nosi więc ze sobą specjalną walizkę, a w niej przybory niezbędne przy pobycie w szpitalu, dokąd przenosi się "śniętych". Najdłuższa "śpiączka" trwała aż 6 dób. Atakuje znienacka i dopóki sama nie minie, nie sposób obudzić pacjenta. Rekord padł we wrześniu, w miejscowej szkole. Podczas jednej godziny w przedłużający się sen zapadło aż ośmioro dzieci. Pytanie tylko, czy to zasługa epidemii czy... nauczyciela. Co jednak najciekawsze, senna przypadłość nie dotyka wyłącznie tych, którzy w Kałaczi mieszkają od dziesięcioleci.

Znany jest przypadek mężczyzny, który przyjechał do Kałaczi w odwiedziny do teściowej. Na miejsce dotarł rankiem i mając do umówionego spotkania jeszcze trochę czasu, włączył komputer, by dokończyć pracę. Dobudzono go dopiero 30 godzin później. Jedna po drugiej wszystkie teorie sypią się jak domki z kart. Każdy argument przemawiający za którąś z nich natychmiast spotyka się z kilkoma kontrargumentami.

W obliczu tej sytuacji uczeni z Rosji wysnuli kolejną hipotezę – tym razem o zbiorowej psychozie. Tym, co za nią przemawia, jest fakt, że u niektórych pacjentów poddanych leczeniu psychologicznemu objawy choroby wydają się zmniejszać.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5

niedziela, 17 grudnia 2017

Zawsze chciała rysować, ale nie potrafiła. Potem uderzyła się w głowę i...

Czasami nabicie sobie dużego guza może przynieść niesamowite efekty uboczne. Dobrze wie o tym Pip Taylor, która z hukiem zleciała ze schodów, by chwilę później zamienić się w plastyczny supertalent. Wcześniej jej prace były naprawdę kiepskie i nijakie. A teraz? Oceńcie zresztą sami.


Przypadek tej pochodzącej z Wielkiej Brytanii kobiety jest jednym z wielu dowodów na to, że medycyna, mimo olbrzymiego postępu, jaki się dokonał, to wciąż więcej znaków zapytania niż oczywistych odpowiedzi. Na razie nikt w sposób racjonalny nie potrafi wytłumaczyć, jakie zmiany zaszły w mózgu Pip Taylor po urazie głowy, jakiego doświadczyła dwa lata temu. Jedno jest pewne - z kobiety pozbawionej w najmniejszym stopniu talentu plastycznego stała się geniuszem.



Pip ma 49 lat i pochodzi z angielskiego Birkenhead. Jeszcze w czasach młodości, gdy chodziła na zajęcia plastyczne, nie miała się czym chwalić ani na podwórku, ani przed belfrem. Niepewna kreska, marne odwzorowanie uwiecznianych na papierze obiektów - ujawnione przez nią niedawno prace z dawnych lat nie pozostawiały wątpliwości - Brytyjka tonęła w odmętach przeciętności, a jej prace nie były warte funta kłaków.



Przełom nastąpił w 2012 r. Taylor uległa wówczas wypadkowi. Upadając ze schodów, doznała poważnych obrażeń głowy. Kiedy przechodziła w domu długą rekonwalescencję, znów chwyciła za narzędzia do rysowania. Chwilę później stało się coś niesamowitego - zaczęła tworzyć w wirtuozerski sposób. Rzeczy, które kiedyś chciała robić z papierem i ołówkiem, a które kompletnie jej nie wychodziły, nagle zaczęły jej przychodzić zupełnie naturalnie.

W tej chwili kobieta jak na zawołanie tworzy niezwykle realistyczne rysunki, które przedstawiają jej przyjaciół, bliskich członków rodziny i zwierzęta. Tego, co się stało, w żaden sposób nie potrafią wyjaśnić lekarze.




"To jest po prostu niesamowite. Zawsze kochałam rysować, ale nigdy nie byłam w tym dobra" - powiedziała Pip Taylor. "Poczułam się w tym bardzo naturalna, w sposób nieznany do tej pory. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że mam prawdziwe umiejętności w kopiowaniu tych wszystkich rzeczy w sposób tak dokładny".

Zdaniem specjalistów, którzy wciąż są zaintrygowani przypadkiem 49-latki, u kobiety może występować odmiana zespołu sawanta (rodzaj upośledzenia, przy którym pacjent wykazuje nieprzeciętne uzdolnienie w jakiejś dziedzinie) - poinformował dziennik "Daily Mail". Jedyną rzeczą, jakiej obawia się teraz Brytyjka, jest to, że jej talent, który tak niespodziewanie eksplodował, równie nieoczekiwanie zaniknie.

czwartek, 14 grudnia 2017

Malutka wyspa pośrodku niczego ma tylko 48 mieszkańców. Po obejrzeniu zdjęć zechcesz być 49.

Wyjątkową wyspę znajdziemy na samym środku Południowego Pacyfiku. Obecnie wszyscy jej mieszkańcy to potomkowie brytyjskich odkrywców ze statku HMS Bounty, którzy prawie 200 lat temu zbuntowali się i zasiedlili to miejsce.
1

Pitcairn, a oficjalnie Wyspy Pitcairn, Henderson, Ducie i Oeno od 1838 roku formalnie należą do Wielkiej Brytanii. Stolicą państwa, a zarazem jedynym miastem jest Adamstown.
Na chwilę obecną populacja Pitcairn wynosi dokładnie 48 osób. Wszyscy są potomkami piratów.
Kiedyś mieszkańców było znacznie więcej, ale liczba ta drastycznie zmalała, odkąd wprowadzono liczne restrykcje i wymagania dotyczące mieszkania w tym miejscu.
Jeżeli więc nie masz tam rodziny, nie otrzymasz pozwolenia na stały pobyt.
A dlaczego chciałbyś tam mieszkać? Istnieje wiele powodów. Prawdopodobnie nigdzie indziej nie znajdziesz tak pięknego wybrzeża z czystą, błękitną wodą.
Wykopaliska archeologiczne wskazują, że pierwszymi mieszkańcami byli Polinezyjczycy.
Na wyspie znajduje się tylko jedna plaża z piaskiem. Reszta pokryta jest skałami wulkanicznymi.
Oczywiście nie musisz tu mieszkać, aby doświadczyć takich widoków, ale dotarcie na tę wyspę nie jest łatwe
Zapalony podróżnik Tony Probst odwiedził tę wyspę już czterokrotnie od 2011 roku. Widok turysty to zawsze wielkie wydarzenia dla miejscowej ludności. Tony został mianowany przez nich ambasadorem wyspy.
To właśnie dzięki niemu możesz teraz oglądać te zdjęcia.
Całość tworzą cztery wyspy wulkaniczne, ale tylko jedna z nich - Pitcairn - jest zamieszkana.
Mieszkańcy wciąż odkrywają jej zakamarki, co nie jest łatwe biorąc pod uwagę brak pełnej infrastruktury.
Przydatne w tym są odpowiednie maszyny
Na wyspie żyje tylko 8 dzieci. Emily to jedno z nich.
W ciągu kolejnych 5 lat, 80% populacji będzie powyżej 65 roku życia. Niedługo dwóch nastolatków opuści wyspę, aby udać się do szkoły w Nowej Zelandii.
Wyspa zbankrutowała w 2004 roku. Miejscowi chcą związać gospodarkę z turystyką, ale tylko kilku ludzi z zewnątrz dotychczas odwiedziło to miejsce.
Na wyspie nie ma bezrobocia, a ludzie płacą obecnie tylko za prąd. Internet o prędkości 512 kb/s został sfinansowany przez rząd dla każdego mieszkańca. Na wyspie znajdują się tylko telefony satelitarne, nie ma też kanałów radiowych czy telewizyjnych, jednak każdy posiada odtwarzacz DVD.
Na wyspie nie ma również przestępczości, wszyscy się znają i wzajemnie sobie pomagają.
Niestety wciąż nie ma ciągłości w dostawach prądu. Można z niego korzystać tylko w ciągu dnia, po 22 jest wyłączany.
Przyczyny śmierci na wyspie? Wyłącznie ze starości (ewentualnie z nadmiaru szczęścia).
Codzienne życie na Pitcairn wygląda zupełnie inaczej niż u nas. Nie ma tam sklepu, ludzie zaopatrują się w towary na statku, który przypływa do nich regularnie co kwartał.
Średnie wynagrodzenie na wyspie to nieco ponad 15 tysięcy złotych miesięcznie.
W 2000 roku wyspa otrzymała swoją domenę ".pn". Mają oficjalną stronę internetową, mogą również korzystać ze spersonalizowanej dla nich wersji wyszukiwarki Google.
Każdy tam nie tylko zna twoje imię, ale również całą twoją rodzinę. Na imprezach urodzinowych pojawiają się więc wszyscy mieszkańcy.
To miejsce jest chyba najbliższe naszemu wyobrażeniu o raju na Ziemi.


Niestety na wyspie nie obyło się bez problemów. W 2004 roku siedmiu jej mieszkańców z burmistrzem na czele zostało oskarżonych o wykorzystywanie nieletnich na tle seksualnym.