piątek, 6 maja 2016

Czteroletni owczarek pokonał przeszło 400 kilometrów, aby wrócić do domu

Podróż zajęła mu 12 dni, a jego właściciel musiał kilkukrotnie przecierać oczy ze zdziwienia, kiedy zobaczył swojego psa na podwórku.


Ale zacznijmy od początku - jak to się stało, że pies wylądował prawie 400 kilometrów od domu?

Pero urodził i wychował się na jednej z farm w Walii, gdzie hoduje się owce. To właśnie tam nabrał wprawy i niezbędnego doświadczenia jako pies pasterski. Aby podszlifować jego umiejętności jeszcze bardziej, jego właściciel, 54-letni Alan James, wysłał go na specjalne szkolenie do Kumbrii.
Kilka tygodni po rozpoczęciu treningu mężczyzna otrzymał telefon z ośrodka szkoleniowego, że jego pies zaginął podczas ćwiczeń z owcami. 54-latek był załamany i wspólnie ze swoją żoną Shan bardzo przeżywał utratę ukochanego zwierzaka.

Ale Pero miał swój własny plan i szybko rozpoczął jego realizację

Pies postanowił wrócić do domu - tą samą drogą, którą tu przybył

Doskonale pamiętał całą trasę i przez 12 dni pokonał prawie 400 kilometrów - to daje wynik 33 kilometrów dziennie.

Mężczyzna nie krył zdziwienia, kiedy zobaczył go wyjącego na swoim podwórku

"Musi mieć wbudowany GPS w swojej głowie. Psy pasterskie mogą pokonywać takie dystanse i nie jest to nic niezwykłego. Niezwykłe jest to, skąd znał drogę. To było niesamowite uczucie zobaczyć go przed drzwiami. On również był podekscytowany na widok rodziny i innych psów - skomentował 54-latek.
Zagadką pozostaje również fakt, że pies dotarł na miejsce niewycieńczony. Być może w trakcie podróży ludzie traktowali go jak przybłędę i dokarmiali resztkami jedzenia.

Szukasz pracy i masz dość ludzi?

Tak, są ludzie, którzy energię czerpią z kontaktu z innymi i kochają pracę w zespole i pośpiechu. Ale jest też druga strona medalu - ci, którym lepiej egzystuje się w ciszy i względnej samotności. I oto w lutym br. pojawiła się na rynku wymarzona oferta dla tych drugich - propozycja przeprowadzenia się do najbardziej odległego lądu na Ziemi.


Tristan da Cunha to malutka wyspa leżąca po środku południowego Atlantyku, oficjalnie uznana za najbardziej odizolowany zamieszkały ląd na globie i właśnie tam szukali kogoś na stanowisko doradcy rozwoju rolniczego.


Wyspa leży ok. 2400 km od wybrzeży południowej Afryki i 3200 km od Ameryki Południowej. Ma ona średnicę ok. 11 km i powierzchnię niecałych 100 km2. Na wyspie znajduje się jedna osada, którą zamieszkuje ok. 300 osób, położona u stóp wulkanu o wysokości 2060 m. Odcięcie od świata potęguje fakt, że nie ma tam żadnego lotniska, a jedyny kontakt ze światem zewnętrznym zapewniają statki. Stałe połączenie obejmuje jedynie osiem rejsów rocznie do Afryki.



Poza ludźmi wyspę zamieszkują dosłownie miliony egzotycznych ptaków, a również kilka gatunków albatrosów i pingwinów. Nawet owiec jest tam więcej niż ludzi - 500 sztuk.



Gospodarka Tristan da Cunha opiera się na dwóch głównych filarach - handel łowionymi tu rakami i homarami oraz dystrybucja unikalnych drukowanych tu znaczków. Aktualnie na wyspie uprawia się jedynie ziemniaki, ale od nowego pracownika wymaga się rozpoczęcia upraw owoców, warzyw i w miarę możliwości innych roślin uprawnych.



Poza pensją oferta obejmowała pracę na łonie przyrody, pokrycie kosztów podróży, zamieszkania i wyżywienia. Zainteresowane osoby musiały się wykazać wiedzą o nowoczesnym leczeniu zwierząt hodowlanych, zasadach upraw na polach z rotacją uprawianych gatunków roślin, doświadczeniem w tworzeniu i utrzymaniu sadów, szklarni oraz wszelkimi innymi dziedzinami przydatnymi osobie odpowiedzialnej za wszystko co się uprawia lub hoduje na wyspie.



Umowa miała być podpisana na dwa lata i raczej nie można liczyć na świąteczny urlop czy odwiedziny znajomych w czasie lata. Rejs z Afryki do Tristan da Cunha trwa sześć dni. Poza pracą można jednak liczyć na wiele rozrywek, znajdziemy tu między innymi basen, centrum turystyczne, pub, kawiarnię i salę taneczną.

Źródło:http://www.theplaidzebra.com/the-worlds-most-isolated-island-paradise-wants-to-pay-you-to-live-there/

Jeż pigmejski z Utah

Jeż pigmejski z Utah szybko zdobył sławę w internecie i doczekał się mnóstwa własnych fanów. Patrząc na te zdjęcia, wcale się nie dziwimy...


Jego kariera rozpoczęła się w momencie, gdy trafił w ręce Carolyn Parker

Poprzedni właściciel źle się nim zajmował i kobieta przygarnęła go pod swój dach. Huff okazał się być nie tylko bardzo towarzyskim zwierzakiem domowym, ale również niespotykanie fotogenicznym.

Kobieta cierpiała na depresję i pewnego dnia wpadła na pomysł, aby zrobić mu kilka zdjęć i wrzucić do sieci

Chciała robić to co kocha, a nowy członek rodziny zdawał się dotrzymywać jej w tym kroku. Carolyn nie miała pojęcia, że jego zdjęcia wzbudzą tyle zainteresowania i przysporzą ogromnej popularności.

Można by powiedzieć, że to transakcja wiązana...

Ona pomogła jeżowi znaleźć troskliwy dom, on pomógł jej wyjść z depresji i odnaleźć nową pasję.

A teraz przyznajcie się - ilu z was na poważnie myślało o jeżu w kategorii zwierzaka domowego?

 
Źródło: https://www.instagram.com/huffthehedgehog/