Pewnie nie raz widzieliście zdjęcia przedstawiające
latające spodki. Większość z tych fotografii jest bardzo niewyraźna,
pozostałe zaś to najczęściej bezczelne fejki. Wśród całej masy marnej
jakości „dowodów” na szczególne zainteresowanie zasługuje dokumentacja
przelotu i lądowania tajemniczego obiektu, który w kwietniu 1989 roku
pojawił się nad Londynem.
Była godzina 4 nad ranem, kiedy dziwny pojazd latający o kształcie pękatego dysku wolno dryfował wzdłuż autostrady M25 - drugiej co do wielkości obwodnicy w Europie. Obiekt co 10 sekund emitował sygnały świetlne, przez co od razu zwrócił uwagę Londyńczyków, którzy zatrzymywali samochody i wychodzili na ulice, aby przyjrzeć się temu niecodziennemu zjawisku. Nikt nie miał wątpliwości czym jest unoszący się nad autostradą spodek.
Pojazd widoczny był bardzo wyraźnie i nie poruszał się zbyt szybko - dzięki temu udało się go dokładnie sfotografować. Dość szybko o pojawieniu się UFO poinformowana została policja, a za nią - wojsko. Tej sensacyjnej informacji nie mogły przegapić też media. Rozgłośnie radiowe i telewizyjne momentalnie podchwyciły temat i rozpoczęły transmisję na żywo.
Ruch na autostradzie został drastycznie spowolniony, ale mimo to cały kondukt radiowozów ruszył w pościg za tajemniczym obiektem, który wyraźnie szykował się do lądowania.
Czy świat był gotowy na pierwszy kontakt z przedstawicielami pozaziemskiej cywilizacji?
UFO wylądowało na polu koło drogi. Zanim do świecącego pojazdu zbliżyli się gapie, policja bardzo sprawnie otoczyła cały teren nie pozwalając nikomu wejść na teren prowizorycznego lądowiska. Podczas gdy tłum obserwował kolejne wydarzenia z daleka, na spotkanie z przybyszami wysłany został samotny oficer policji - jedyny człowiek, który miał wystarczająco twarde cojones, aby stanąć twarzą w twarz z obcymi istotami.
Jak wyglądał pierwszy, oficjalny kontakt z kosmitami? Ano, powiedzmy - dość archetypowo. Kiedy dzielny stróż prawa podszedł do pojazdu wystarczająco blisko, wrota statku otworzyły się, a z środka buchnęła para. Z jej kłębów powoli zaczęła wyłaniać się niewielka postać. Niezgrabnie człapiąca, odziana w kombinezon, istota okazała się znacznie niższa od człowieka. Twarz przybysza była jednak dziwnie znajoma. Zaraz, zaraz… Czy to nie ten galaktyczny karzełek z nakręconego siedem lat wcześniej filmu Stevena Spielberga? Zanim policjant zdążył zareagować, ludzik w popłochu uciekł do wnętrza statku.
Teraz nikt już nie miał wątpliwości, że całe to zamieszanie to jedna, wielka maskarada. W sumie to by się zgadzało - był przecież 1 kwietnia, a więc bardzo możliwe, że ktoś wykręcił Londyńczykom niezły żart. Pytanie tylko kogo było by stać na taki numer? Przecież na zorganizowanie tak spektakularnego „pranku” trzeba by mieć ogromną ilość pieniędzy!
Wkrótce sprawa się wyjaśniła. Oto bowiem z pojazdu wyszło dwóch mężczyzn. Jednym z nich był Don Cameron - właściciel firmy Cameron Baloons Limited. Jak się później wyszło na jaw - to on stał za skonstruowaniem latającego spodka, który był niczym innym, jak pomysłowo zaprojektowanym balonem.
Drugim zaś pasażerem był nie kto inny, jak sam Richard Branson - brytyjski miliarder, założyciel skupiającej w sobie 400 firm, grupy Virgin! Człowiek ten słynął z mocno ekscentrycznych żartów, ale tym razem jego kreatywność sięgnęła zenitu.
Policjantom jednak nie było do śmiechu. W każdym razie - nie od razu. Na początku byli bowiem mocno wkurzeni faktem, że dowcip Bransona i Camerona sparaliżował ruch na autostradzie, zmusił londyńską policję do pełnej mobilizacji, a w gotowości do podjęcia odpowiednich procedur była też cała armia! Po tym jak emocje nieco opadły, a stróże prawa porozmawiali z żartownisiami, sytuacja nieco się uspokoiła. Policjanci zaczęli się śmiać i stwierdzili, że chyba jednak dobrze, że na polu nie wylądowało prawdziwe UFO.
Od tego zabawnego wydarzenia minęło już prawie 30 lat, a w międzyczasie Richard Branson otworzył kolejną firmę. To Virgin Galactic - przedsiębiorstwo, które w bardzo bliskiej przyszłości zajmować się ma… turystyką kosmiczną. Tym samym świadczone przez Bransona usługi komercyjnych lotów na orbitę okołoziemską mają stać się konkurencją dla bardzo podobnych projektów, z którymi nosi się szef SpaceX - Elon Musk, oraz Jeff Bezos - dyrektor generalny Amazon. Pierwszym klientem Virgin Galactic ma być sam jej właściciel. Branson prawdopodobnie jeszcze w tym roku zawita na orbicie. Miejmy nadzieję, że przedsięwzięcie to uda się równie dobrze co słynny, kosmiczny żart Richarda sprzed trzech dekad!
Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
Była godzina 4 nad ranem, kiedy dziwny pojazd latający o kształcie pękatego dysku wolno dryfował wzdłuż autostrady M25 - drugiej co do wielkości obwodnicy w Europie. Obiekt co 10 sekund emitował sygnały świetlne, przez co od razu zwrócił uwagę Londyńczyków, którzy zatrzymywali samochody i wychodzili na ulice, aby przyjrzeć się temu niecodziennemu zjawisku. Nikt nie miał wątpliwości czym jest unoszący się nad autostradą spodek.
Ang
Pojazd widoczny był bardzo wyraźnie i nie poruszał się zbyt szybko - dzięki temu udało się go dokładnie sfotografować. Dość szybko o pojawieniu się UFO poinformowana została policja, a za nią - wojsko. Tej sensacyjnej informacji nie mogły przegapić też media. Rozgłośnie radiowe i telewizyjne momentalnie podchwyciły temat i rozpoczęły transmisję na żywo.
Ruch na autostradzie został drastycznie spowolniony, ale mimo to cały kondukt radiowozów ruszył w pościg za tajemniczym obiektem, który wyraźnie szykował się do lądowania.
Czy świat był gotowy na pierwszy kontakt z przedstawicielami pozaziemskiej cywilizacji?
UFO wylądowało na polu koło drogi. Zanim do świecącego pojazdu zbliżyli się gapie, policja bardzo sprawnie otoczyła cały teren nie pozwalając nikomu wejść na teren prowizorycznego lądowiska. Podczas gdy tłum obserwował kolejne wydarzenia z daleka, na spotkanie z przybyszami wysłany został samotny oficer policji - jedyny człowiek, który miał wystarczająco twarde cojones, aby stanąć twarzą w twarz z obcymi istotami.
Jak wyglądał pierwszy, oficjalny kontakt z kosmitami? Ano, powiedzmy - dość archetypowo. Kiedy dzielny stróż prawa podszedł do pojazdu wystarczająco blisko, wrota statku otworzyły się, a z środka buchnęła para. Z jej kłębów powoli zaczęła wyłaniać się niewielka postać. Niezgrabnie człapiąca, odziana w kombinezon, istota okazała się znacznie niższa od człowieka. Twarz przybysza była jednak dziwnie znajoma. Zaraz, zaraz… Czy to nie ten galaktyczny karzełek z nakręconego siedem lat wcześniej filmu Stevena Spielberga? Zanim policjant zdążył zareagować, ludzik w popłochu uciekł do wnętrza statku.
Teraz nikt już nie miał wątpliwości, że całe to zamieszanie to jedna, wielka maskarada. W sumie to by się zgadzało - był przecież 1 kwietnia, a więc bardzo możliwe, że ktoś wykręcił Londyńczykom niezły żart. Pytanie tylko kogo było by stać na taki numer? Przecież na zorganizowanie tak spektakularnego „pranku” trzeba by mieć ogromną ilość pieniędzy!
Wkrótce sprawa się wyjaśniła. Oto bowiem z pojazdu wyszło dwóch mężczyzn. Jednym z nich był Don Cameron - właściciel firmy Cameron Baloons Limited. Jak się później wyszło na jaw - to on stał za skonstruowaniem latającego spodka, który był niczym innym, jak pomysłowo zaprojektowanym balonem.
Drugim zaś pasażerem był nie kto inny, jak sam Richard Branson - brytyjski miliarder, założyciel skupiającej w sobie 400 firm, grupy Virgin! Człowiek ten słynął z mocno ekscentrycznych żartów, ale tym razem jego kreatywność sięgnęła zenitu.
Policjantom jednak nie było do śmiechu. W każdym razie - nie od razu. Na początku byli bowiem mocno wkurzeni faktem, że dowcip Bransona i Camerona sparaliżował ruch na autostradzie, zmusił londyńską policję do pełnej mobilizacji, a w gotowości do podjęcia odpowiednich procedur była też cała armia! Po tym jak emocje nieco opadły, a stróże prawa porozmawiali z żartownisiami, sytuacja nieco się uspokoiła. Policjanci zaczęli się śmiać i stwierdzili, że chyba jednak dobrze, że na polu nie wylądowało prawdziwe UFO.
Wygląda na to, że napis na balonie okazał się dla Bransona proroczy...
Od tego zabawnego wydarzenia minęło już prawie 30 lat, a w międzyczasie Richard Branson otworzył kolejną firmę. To Virgin Galactic - przedsiębiorstwo, które w bardzo bliskiej przyszłości zajmować się ma… turystyką kosmiczną. Tym samym świadczone przez Bransona usługi komercyjnych lotów na orbitę okołoziemską mają stać się konkurencją dla bardzo podobnych projektów, z którymi nosi się szef SpaceX - Elon Musk, oraz Jeff Bezos - dyrektor generalny Amazon. Pierwszym klientem Virgin Galactic ma być sam jej właściciel. Branson prawdopodobnie jeszcze w tym roku zawita na orbicie. Miejmy nadzieję, że przedsięwzięcie to uda się równie dobrze co słynny, kosmiczny żart Richarda sprzed trzech dekad!
Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz