Podróż zajęła mu 12 dni, a jego właściciel musiał
kilkukrotnie przecierać oczy ze zdziwienia, kiedy zobaczył swojego psa
na podwórku.
Ale zacznijmy od początku - jak to się stało, że pies wylądował prawie 400 kilometrów od domu?
Pero
urodził i wychował się na jednej z farm w Walii, gdzie hoduje się owce.
To właśnie tam nabrał wprawy i niezbędnego doświadczenia jako pies
pasterski. Aby podszlifować jego umiejętności jeszcze bardziej, jego
właściciel, 54-letni Alan James, wysłał go na specjalne szkolenie do
Kumbrii.
Kilka
tygodni po rozpoczęciu treningu mężczyzna otrzymał telefon z ośrodka
szkoleniowego, że jego pies zaginął podczas ćwiczeń z owcami. 54-latek
był załamany i wspólnie ze swoją żoną Shan bardzo przeżywał utratę
ukochanego zwierzaka.
Ale Pero miał swój własny plan i szybko rozpoczął jego realizację
Pies postanowił wrócić do domu - tą samą drogą, którą tu przybył
Doskonale pamiętał całą trasę i przez 12 dni pokonał prawie 400 kilometrów - to daje wynik 33 kilometrów dziennie.
Mężczyzna nie krył zdziwienia, kiedy zobaczył go wyjącego na swoim podwórku
"Musi mieć wbudowany GPS w swojej głowie. Psy pasterskie mogą pokonywać takie dystanse i nie jest to nic niezwykłego. Niezwykłe jest to, skąd znał drogę. To było niesamowite uczucie zobaczyć go przed drzwiami. On również był podekscytowany na widok rodziny i innych psów - skomentował 54-latek.
Zagadką
pozostaje również fakt, że pies dotarł na miejsce niewycieńczony. Być
może w trakcie podróży ludzie traktowali go jak przybłędę i dokarmiali
resztkami jedzenia.