Pewien rosyjski serwisant sprzętu
komputerowego i RTV na własnej skórze przekonał się do czego może
doprowadzić szukanie towarzyszki na portalu randkowym i postanowił
opisać swoją przygodę ku przestrodze.
Zarejestrowałem
się na znanym portalu randkowym, bo dość długo nie udawało mi się z
nikim spotykać. Wiadomo, życie elektronika jest nudne do granic
możliwości. Ciężko zainteresować młode damy opowieściami o awarii w
płycie głównej, której winowajcą był wadliwy tranzystor…
Ale
nagle, po tygodniu bezskutecznego szukania i pisania do różnych kobiet,
w końcu mi się udało – ładna dziewczyna w moim wieku, rozwódka, bez
dzieci, zgodziła się spotkać i pójść do kina. Oczywiście, jak przystało
na prawdziwego gentlemana, odwiozłem ją potem do domu i… pożegnałem.
Myślałem, że na tym się skończy, że się nie spodobałem, ale nie
minęła nawet doba, a ta dziewczyna pisze i skarży się na zepsuty
telewizor. Poprosiła, bym przyjechał wieczorem i zajrzał mu pod
pokrywę. Sprawa była poważna, więc na wieczór byłem w pełnym
oporządzeniu: skrzynka z narzędziami, lutownica, zestaw części
zapasowych, bukiet kwiatów, szampan i prezerwatywy.
Przyjechałem około 22 i zaparkowałem samochód pod klatką. Na tylnej
szybie mojego samochodu widnieje naklejka z reklamą i numer telefonu.
Wszedłem na czwarte piętro i zapukałem. Seksowna sukienka
właścicielki mieszkania upewniła mnie, że nawet jeśli zaprosiła mnie do
naprawy zepsutego telewizora, to nie jest to jedyny powód zaproszenia.
Wręczyłem kwiaty oraz butelkę szampana, za co otrzymałem namiętny
pocałunek, ale mimo wszystko dała mi do zrozumienia, że najpierw
powinienem uporać się ze sprzętem.
Ten był faktycznie
zepsuty. Poprosiłem o jakieś miejsce, bym mógł go rozebrać. Już po
zdjęciu pokrywy wiedziałem, co jest grane. Wystarczyło zmienić
kondensatory, które oczywiście miałem ze sobą. W trakcie naprawiania
dziewczyna zaczęła robić mi masaż pleców i ramion, więc czułem, że
dzisiaj mi się poszczęści. Ale, jak to mówią, shit happens.
Nagle zamek w drzwiach się przekręca i do mieszkania wchodzi facet,
którego uznałem za jej byłego męża. Siedząc na taborecie przez
rozebranym telewizorem z dymiącą lutownicą w ręku zdołałem wydusić z
siebie tylko „Dobry...”. Szybko zrozumiałem też, że facet jest nie
tylko obecnym mężem (a nie byłym), ale do tego i myśliwym (strzelba w
pokrowcu). Oczywiście, jak to zwykle bywa, facet wrócił wcześniej, niż
było to zaplanowane. Na szczęście kobieta była w tym momencie w drugim
pokoju.
- Kochanie, kto to?! (do moich uszu dobiegł huk rozbijanej o chodnik butelki i wazonu z kwiatami).
- To serwisant. Telewizor nam się zepsuł tydzień temu, a mi się
nudziło… A ty co tak wcześnie? Przecież wybieraliście się na trzy dni…
- Jakie tam trzy dni... Zaczęło lać jak z wiadra. A fachowcy to
teraz nawet w nocy przyjeżdżają? (Udawałem, że pracuję dalej, ale ręce
mi się trzęsły jak galareta. Byłem pewien, że to ostatni klient w moim
życiu).
- Późno wróciłam z pracy. Zamówiłam pana na 18.30, ale
nie wyrobiłam się i przesunęłam na 20 i pan za dodatkową opłatą się
zgodził.
- I co? Będzie działać? – zapytał mnie mąż-myśliwy.
- Ttttak, już kkkończę.
- Długo pan się z tym męczy?
- Noo, parę godzin. Ciężki ppprzypadek!
Po kilku minutach wszystko zmontowałem, postawiłem na miejsce i włączyłem. Zadziałał od razu. Uff.
- Ile się należy za naprawę?
- 1000 rubli.
- Sporo! No ale sądzę, że za nadgodziny można dopłacić (sam nie wiem skąd mi przyszła do głowy tak wysoka suma).
Wziąłem swoje narzędzia i pożegnałem się z moją niedoszłą kochanką
oraz jej małżonkiem, a ci odprowadzili mnie do drzwi z uśmiechami na
ustach. Wsiadłem do samochodu i pomknąłem do domu, gdzie od razu
usunąłem konto na portalu randkowym i nachlałem się prawie do
nieprzytomności.
Morał z tej historii jest taki: portale randkowe
do niczego dobrego nie prowadzą. Lepiej (i bezpieczniej) poszukać
sobie kogoś w realu.